Prawie wszystkie wakacje mojego dzieciństwa spędzałem w Brwinowie, w moim rodzinnym domu przy ulicy Słonecznej. Z tego czasu pamiętam spacery do lasu rozciągającego się za majątkiem Wilhelmów. Szło się do tego lasu drogą będącą przedłużeniem ulicy Sportowej. Był to trakt piaszczysty, wysadzany po obu stronach świerkami, biegnący wśród pól prosto do Wilhelmowa. Pamiętam ślady kół wozów po zewnętrznej stronie rzędu świerków. To ślady po tych woźnicach, którzy szukali mniej piaszczystego przejazdu, nie bacząc na wyrządzane tym szkody.
Pamiętam też spacery na gencjanową łączkę. Stryjenka, która się opiekowała mną i moim rodzeństwem, odkryła tę łączkę gdzieś w okolicy willi i ogrodu Komorowskich przy ulicy Lilpopa. Kwitły na niej gencjany. W tym czasie pojęcie roślin pod ochroną jeszcze się nie wytworzyło. Nazbierane gencjany ustawiliśmy w słoiku pod drewnianym krzyżem wtedy przy ulicy Kępińskiej, gdzieś w pobliżu tego miejsca, gdzie dziś przecina ją szosa. Resztę kwiatów przynosiliśmy do domu.
Ale najważniejsze wspomnienie dotyczy czasów trochę późniejszych. Miałem już wtedy wymarzony rower z firmy Wahren, na którym uganiałem się po Brwinowie i okolicach. Kiedyś, buszując po lesie gdzieś na zachód Wilhelmowa, natknąłem się na świeżo wbite kołki drewniane, które coś wytyczały. Nie miałem pojęcia – co. Ale gdy po jakimś czasie znów się tam znalazłem, w miejscu kołków zobaczyłem długi wykop. Dopiero wtedy zrozumiałem, co tu się dzieje. Przypomniałem sobie oglądany na ulicy w Warszawie przy powrocie ze szkoły plakat, ogłaszający tworzenie Miasta-Ogrodu Podkowy Leśnej i sprzedaż w niej działek oraz zapewnienie, że komunikację z Warszawy zapewni Elektryczna Kolej Dojazdowa (EKD). Był tam nawet szkic perspektywy wagonu kolejki. I dopiero teraz otworzyły mi się oczy. Oto stoję w wykopie, którym niedługo jeździć będzie kolejka EKD (wykop na trasie od Podkowy Głównej do Zachodniej).
Następnym etapem obserwowanego przeze mnie powstawania Podkowy Leśnej było pojawienie się kościoła. Gdy przyglądałem się bryle wybudowanej kaplicy zrozumiałem, że jest to absyda przyszłego kościoła, wystarczająca jeszcze dla nielicznej ludności Miasta-Ogrodu. Nie przyszło mi na myśl, że kiedyś ten kościół będzie grać tak ważną rolę w życiu moim i mojej rodziny.
Pamiętam jeszcze wycieczkę całodzienną z ojcem do lasów Młochowskich. Celem wycieczki miał być Nadarzyn. Wędrowaliśmy lasami, ścieżkami i na przełaj. Jakoś dobrze po południu, idąc ciągle na południowy wschód, wynurzyliśmy się wreszcie i zobaczyliśmy na horyzoncie cel naszej wyprawy. Gdy spożyliśmy zapasyi odpoczęliśmy, okazało się, że już trzeba wracać, że tym razem nie dotrzemy do Nadarzyna. Osiągnęliśmy jednak inny ważny cel: zrozumieliśmy, jak ogromne i oceniliśmy, jak piękne są lasy Młochowskie.
Później nasze apetyty krajoznawcze objęły już całą Polskę. Ale Podkowa Leśna pozostała swoistą małą ojczyzną nie tylko dla mnie, ale także dla żony i córek.
Wspomnienie Stanisława Wernera
opublikowane w książce „Wspomnienia podkowian”
Podkowa Leśna 2002 r.
Ta obca nazwa to ślad obecności Lilpopów. Do Polski przybyli w XVIII wieku z austriackiej Styrii. Założyli w Warszawie firmę zegarmistrzowską, która istniała do 1939 roku. Byli przemysłowcami, kupcami, inżynierami, wchodzili też w środowiska ziemiańskie. W 1861 roku właścicielem majątku Brwinów został Stanisław Lilpop, wybitny konstruktor maszyn; pięć lat później dobra odziedziczył po nim najmłodszy syn, Stanisław Wilhelm (wtedy folwark w południowej części majątku nazwano Wilhelmowem), który około 1909 roku sprzedał Brwinów – jak głosi plotka, żeby sfinansować sobie safari, zresztą niezbyt fortunne, bo w Afryce zachorował na febrę i spodziewanych trofeów nie przywiózł.
Zostawił sobie Wilhelmów i lasy. Tuż obok folwarku, wzdłuż obecnej alei Lipowej, sadzonej podobno przez jego matkę, Joannę z Petzoldów, istniało wtedy letnisko Stanisławów; ostatni jego ślad to tzw. domek „0” u wylotu alei na dzisiejszą ulicę Jana Pawła II. W pobliżu stanął pałacyk myśliwski Lilpopa i drewniana willa Aida.
Podkowy Leśnej jeszcze wtedy nie było, choć nazwa pojawia się w źródłach już od początków XX wieku, a w roku 1913 miał powstać pierwszy plan miasta autorstwa Tadeusza Tołwińskiego. Wszystkie zamierzenia na kilka lat przekreśliła wojna. W 1918 roku „wybuchła” niepodległość i sielska mazowiecka okolica stała się zapleczem szybko rozwijającej się stolicy wolnego kraju.
Już w grudniu 1918 roku zarejestrowano pierwszą w niepodległej Polsce spółkę Siła i Światło, która przejęła m.in. elektrownię w Pruszkowie i zamierzała zbudować podmiejską kolej elektryczną z Warszawy do Żyrardowa. SiŚ wraz z Bankiem Związku Spółek Zarobkowych zawiązały w 1922 roku spółkę akcyjną Elektryczne Koleje Dojazdowe, a trzy lata później, już z udziałem Stanisława Wilhelma Lilpopa, właściciela majątku ziemskiego Podkowa Leśna, spółkę Miasto Ogród Podkowa Leśna, sp. z o.o.
Pomysł budowy miasta ogrodu narodził się ponoć jeszcze przed I wojną światową. Przykład przyszedł z Anglii, gdzie pod koniec XIX wieku ideę miast ogrodów stworzył Ebenezer Howard. W błyskawicznie rozwijających się, przeludnionych aglomeracjach przemysłowych Europy hasło „mieszkać na wsi, pracować w mieście” znalazło podatny grunt. W Polsce realizowano je w kilku miejscach, ale jednym miastem konsekwentnie budowanym w myśl howardowskich założeń pozostała Podkowa Leśna.
W maju 1925 roku ruszyły prace na trasie kolejki. W tym samym czasie plan miasta ogrodu opracowywał znakomity architekt Antoni Jawornicki, który w projekcie wykorzystał układ polnych i leśnych dróg, cieki wodne i zalesione wydmy, a w środku założenia – na najwyższych wydmach – pozostawił 12 hektarów lasu. Powstał tu później miejski park ze stawem, kąpieliskiem, Klubem sportowym, kortami tenisowymi, boiskiem do siatkówki i torem saneczkowym.
25 listopada 1925 roku na dzisiejszym skwerze ks. Bronisława Kolasińskiego wmurowano kamień węgielny pod budowę miasta; nieco później stanęła tam figura Matki Bożej, marmurowa rzeźba autorstwa Aurelii Jaworskiej.
Pierwsze działki sprzedano pod koniec 1926 roku. Kolejka EKD, od której zależała przyszłość całego przedsięwzięcia, ruszyła rok później. W 1930 roku w Podkowie było już 98 domów. W parku miejskim stanął Klub Sportowy zwany też kasynem; zaprojektował go Juliusz Dzierżanowski, wzorując się – podobno na życzenie zleceniodawców – na uzdrowiskowej architekturze francuskiego Vichy.
Podkowa powoli się zaludniała, przybywało stałych mieszkańców. W 1928 roku było ich 210, a tuż przed II wojną światową – jak się szacuje – 1750. Osiedlali się tu przedstawiciele wolnych zawodów, przedsiębiorcy, inżynierowie, urzędnicy wywodzący się z terenów wszystkich trzech dawnych zaborów. Być może w równym stopniu, jak ich własna społecznikowska postawa, także ideologia miast ogrodów, zakładająca współdecydowanie o sprawach miasta, a także pionierski charakter leśnej osady sprawiły, że dość wcześnie wyłoniła się spora grupa aktywnych mieszkańców. I to oni zawiązali w 1930 roku Towarzystwo Miłośników (później Przyjaciół) Miasta Ogrodu Podkowa Leśna, które stało się pierwszą organizacją samorządową na tym terenie.
Społecznym wysiłkiem trzeba było więc w pierwszych latach uporać się ze zwykłymi kłopotami miasteczka – od oświetlenia i kanalizacji po zatrudnienie stróżów nocnych i akcję odkomarzania. Później, gdy od 1934 roku obowiązki te przejęła gromada, Towarzystwo upomniało się o zatwierdzenie planu zabudowy miasta, a przede wszystkim o zachowanie zgodnego z zamierzeniami charakteru Podkowy; broniło terenów zielonych i parku (nazwanego w tym czasie marszałka Józefa Piłsudskiego) przed zakusami parcelacyjnymi.
Miasteczko żyło swoim życiem; rodziły się nowe potrzeby – w 1933 roku biskup Antoni Szlagowski poświęcił nowy kościół (do 1951 roku Podkowa należała do parafii brwinowskiej) zaprojektowany przez Brunona Zborowskiego, z freskiem i witrażami autorstwa Jana Henryka Rosena, wybudowany staraniem społecznego komitetu, a zwłaszcza Haliny Regulskiej, żony Janusza, dyrektora spółki Siła i Światło i właściciela sąsiadującego z Podkową Zarybia. Kościół powstał z funduszy uzyskanych dzięki między innymi Automobilklubowi Polskiemu i Aeroklubowi Rzeczypospolitej Polskiej i otrzymał wezwanie św. Krzysztofa, patrona podróżnych. Przy tej okazji odbyło się pierwsze poświęcenie pojazdów mechanicznych, które zapoczątkowało pielęgnowaną do dziś tradycję corocznego Autosacrum.
Nie udało się natomiast zbudować szkoły. Podkowiańskie dzieci uczyły się w prywatnej szkole Marii Knoff albo w Brwinowie albo w Milanówku.
Życie towarzyskie koncentrowało się w Klubie Sportowym; tu odbywały się przedstawienia, wieczorki brydżowe; grano w ping-ponga, tenisa i siatkówkę. Wiele imprez inicjowało Koło Młodzieży przy Towarzystwie Przyjaciół; wiosną 1937 roku skupiało 72 osoby, czyli niemal całą podkowiańską młodzież w wieku 14-18 lat. W tak niewielkiej miejscowości istniały koła Ligi Morskiej i Kolonialnej, Ligi Ochrony Powietrznej i Przeciwgazowej oraz Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet; poza tym Stowarzyszenie Męskiej Młodzieży Katolickiej i Ochotnicza Straż Pożarna; podkowianie wpłacali też na pomoc zimową dla bezrobotnych.
Od pierwszych lat istnienia Podkowa gromadziła bowiem spore grono społeczników, którzy – mimo często wysokiego statusu – pracę na rzecz swojego środowiska uważali za oczywisty obowiązek. W tradycję zapoczątkowaną przez Tadeusza Baniewicza, Janusza Regulskiego, Karola Bertoniego, ks. rektora Bronisława Kolasińskiego, Mieczysława Szydłowskiego czy Krystynę i Wincentego Latoniów do dziś wpisują się kolejne pokolenia mieszkańców miasta.
Podkowa od początku miała silne związki ze środowiskiem literackim. Mieszkał tu Benedykt Hertz, Irena Krzywicka; przyjeżdżali m.in. Antoni Słonimski, Jerzy Andrzejewski, Jan Parandowski, Ksawery Pruszyński i Tadeusz Boy-Żeleński. Przede wszystkim jednak w Stawisku, wydzielonym przez Lilpopa z parcelowanych terenów, osiedli Anna z Lilpopów i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Tutaj, a wcześniej w willi Aida odwiedzali ich; Jerzy Liebert, Jan Lechoń, Stanisław Baliński, Jerzy Mieczysław Rytard z żoną Heleną, Mieczysław Grydzewski, Julian Tuwim i Czesław Miłosz. Wśród przyjaciół gospodarzy byli też Karol Szymanowski i Roman Jasiński. Kontakty te nasiliły się i nabrały nowego charakteru podczas wojny.
1 września 1939 roku na Podkowę spadły niemieckie bomby. Na ostatnim posiedzeniu Zarządu Towarzystwa Przyjaciół w 1939 roku uchwalono wniosek o złożeniu 50 zł na Fundusz Obrony Narodowej.
Już w 1940 roku Podkowa znalazła się w rejonie objętymi działaniami Związku Walki Zbrojnej; pluton „Alaska” (dowódca – ppor. Józef Klukowski „Jasieńczyk”) kompanii „Brzezinka” (dowódca – por. Henryk Walicki „Twardy”) składał się wyłącznie z mieszkańców Podkowy. Początkowo uczestnicy konspiracyjnych organizacji zajmowali się kolportażem podziemnej prasy, szkoleniami i małym sabotażem.
Później odbierali zrzuty sprzętu i cichociemnych na zrzutowiskach Osowiec i Kuklówka. Zdobytą w ten sposób broń przechowywano głównie na folwarku Zarybie Haliny i Janusza Regulskich. „Alaska” ubezpieczała też pracę radiostacji nadającej z Podkowy oraz odprawy komend podokręgu i obwodu. Niestety, w lutym 1944 roku kompania straciła dowódcę – Niemcy rozstrzelali aresztowanego w styczniu por. Henryka Walickiego.
Przez wszystkie lata wojny Podkowa udzielała schronienia uchodźcom, głównie z Warszawy. Zarybie przygarnęło też wysiedlonych z Poznania profesorów tamtejszego uniwersytetu; w Stawisku mieszkali lub otrzymywali pomoc m.in. Leopold Staff, Pola Gojawiczyńska, która po wojnie przez jakiś czas w Podkowie mieszkała, Zofia Nałkowska, Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy i Władysław Tatarkiewicz. W Borowinie Niemyskich przebywała po Powstaniu Warszawskim Maria Dąbrowska. Wiele podkowiańskich rodzin ukrywało Żydów; wyjątkową rolę odegrali właśnie Leon Niemyski i jego siostra Janina (odznaczeni po wojnie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata); w gronie osób, którymi opiekowali się w Borowinie, znalazł się prof. Marceli Handelsman.
Wielkie zasługi dla polskiej kultury położyli organizatorzy tzw. akcji pruszkowskiej, którzy po Powstaniu Warszawskim ratowali przed wywiezieniem do Rzeszy dzieła sztuki, archiwa, rękopisy i dokumentacje architektoniczne. Centrum operacji mieściło się w Podkowie, gdzie mieszkał dyrektor Muzeum Narodowego Stanisław Lorentz. Dzięki akcji ocalał m.in. Psałterz floriański, Kronika Galla, Sakramentarz tyniecki, rękopisy Sienkiewicza i Prusa; ewakuowano zbiory m.in. Muzeum Narodowego, Biblioteki Narodowej, Biblioteki Uniwersyteckiej i Archiwum Głównego.
Mały Londyn – taka nazwa przylgnęła do miejscowości położonych wzdłuż linii EKD, zresztą bardzo zasłużonej dla konspiracji. Podkowa Leśna stała się w czasie II wojny światowej jednym z głównych ośrodków działalności Polskiego Państwa Podziemnego. Tu Stefan Korboński uruchomił radiostację, która nawiązała łączność z Londynem. Podczas Powstania Warszawskiego w Klubie Sportowym, w willi Baniewiczów na Kwiatowej i w punkcie PCK na Modrzewiowej zorganizowano placówki szpitalne.
Jesienią 1944 roku znalazło się w Podkowie 20 do 30 tysięcy wypędzonych ze stolicy warszawiaków; działała placówka Rady Głównej Opiekuńczej. Wtedy też Niemcy wycofali z Podkowy oddział węgierskich honwedów, którzy stacjonowali tu zaledwie kilka miesięcy, ale – nie po raz pierwszy w historii – zbratali się z Polakami, a nawet zamierzali wyruszyć na pomoc Warszawie; to właśnie od 1944 roku datuje się kultywowana do dziś w Podkowie tradycja związków z Węgrami. W centrum podkowiańskiego cmentarza są trzy groby węgierskich żołnierzy z napisami: „zginął za sprawę polską”.
Niemcy opuścili Podkowę 17 stycznia 1945 roku. Na odchodnym wysadzili elektrownię w Pruszkowie i unieruchomili kolejkę.
Przez kilka powojennych lat Podkowa wraz z sąsiednimi miejscowościami wciąż – mimo trudnych warunków – była ważnym ośrodkiem konspiracji. To z tego właśnie rejonu 27 marca 1945 roku wyruszyli do Pruszkowa przywódcy państwa polskiego, porwani później do więzienia na moskiewskiej Łubiance. Mieszkający w Podkowie Leśnej Stefan Korboński objął w kwietniu funkcję Delegata Rządu RP na Kraj.
Konspiracyjna tradycja nie była dobrze widziana przez nowe władze. W ówczesnym powiecie błońskim Podkowa długo uchodziła za najsilniejszy ośrodek „reakcji”. Okres stalinowski, trudny pod każdym względem, nie sprzyjał też autentycznej działalności społecznej. Ważnym wydarzeniem stało się więc ustanowienie samodzielnej podkowiańskiej parafii. Nastąpiło to 11 listopada 1951 roku, a pierwszym proboszczem został ksiądz Franciszek Barański. Kilkanaście lat później, w roku 1964 parafię objął ksiądz Leon Kantorski, który jako jeden z pierwszych w Polsce wprowadził zmiany soborowe, stworzył dziecięcą organizację Świetliki i całe pokolenia młodzieży wychowywał w duchu tradycyjnych wartości.
Lata sześćdziesiąte XX wieku przyniosły miastu nieco zmian. W 1965 roku otwarto nowy budynek szkoły podstawowej przy ówczesnej ulicy 1 Maja (obecnie Jana Pawła II). Rok później w podkowiańskiej szkole rozpoczął się cykl wystaw i zajęć pod hasłem „wychowanie przez sztukę”. Dzięki takim postaciom jak znakomity archeolog profesor Kazimierz Michałowski, dyrektor Tadeusz Baniewicz oraz dyrektor Stanisław Lorentz do Podkowy przyjeżdżały eksponaty z Muzeum Narodowego. Po kilkunastu latach przerwy w kościele pod wezwaniem św. Krzysztofa wznowiono Autosacrum, a w 1968 roku zespół Czerwono-Czarni po raz pierwszy wykonał mszę beatową Katarzyny Gaertner (do słów Kazimierza Grześkowiaka i Joanny Kulmowej; później grał ją i śpiewał przy kościele zespół Trapiści).
1 stycznia 1969 roku Podkowa Leśna stała się miastem. Miejskiej infrastruktury dorabiała się jednak powoli. W latach osiemdziesiątych XX wieku ułożono instalację gazową, a dopiero kilkanaście lat później rozpoczęła się budowa sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Udało się za to w planie zagospodarowania miasta umieścić zapis chroniący Podkowę przed blokami mieszkalnymi, a w 1981 roku dzięki społecznym staraniom wpisano układ urbanistyczny, zabudowę i zieleń miasta ogrodu do rejestru zabytków.
W Polsce był to już czas wielkich zmian. W maju 1980 roku w podkowiańskim kościele podjęto dziesięciodniową głodówkę w imię solidarności z więzionymi za walkę o wolność słowa. Na początku 1982 roku, niedługo po wprowadzeniu w kraju stanu wojennego, powstał Parafialny Komitet Pomocy Bliźniemu, który także organizował wystawy, koncerty, spotkania z niezależnymi twórcami i intelektualistami, spektakle pielgrzymki do Katynia i Wilna oraz na Ukrainę; sprowadzał leki, wspierał niezależne wydawnictwa oraz polskie stowarzyszenia na Kresach.
W 1984 roku ojciec Romanyk, prowincjał bazylianów, odprawił w podkowiańskim kościele uroczystą mszę w obrządku wschodnim. Cztery lata później powstała społeczna szkoła podstawowa Klubu Inteligencji Katolickiej, a w 1989 roku podjęło działalność Towarzystwo Przyjaciół Miasta Ogrodu Podkowa Leśna – wszystkie te inicjatywy też zrodziły się w gronie członków komitetu parafialnego. Jednocześnie powstało społeczne liceum, pojawiła się lokalna prasa („Gazeta Podkowiańska”, „Głos Podkowy”, „Wiadomości Podkowiańskie” i ukazujący się nieprzerwanie od 1993 roku do dziś „Podkowiański Magazyn Kulturalny”), w istniejącym od 1984 roku w Stawisku Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów założono Stowarzyszenie Ogród Sztuk i Nauk, a Towarzystwo Przyjaciół Miasta Ogrodu Podkowa Leśna rozpoczęło wydawanie Biblioteki Podkowiańskiej (do 2014 roku – 17 pozycji).
Nową falę działań społecznych wyzwoliła sprawa budynku dawnego Klubu Sportowego (Kasyna), który w 2000 roku władze miasta zamierzały sprzedać. Protesty mieszkańców w tym nowej organizacji – Związku Podkowian – odniosły skutek. Osiem lat później w Kasynie, wyremontowanym dzięki grantowi z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego rozpoczęło działalność Podkowiańskie Centrum Kultury i Inicjatyw Obywatelskich.
Był to okres, w którym Podkowa miała największą w Polsce liczbę organizacji pozarządowych na tysiąc mieszkańców. W 2005 roku odbył się pierwszy festiwal Otwarte Ogrody – od tej pory każdego lata podczas jednego z weekendów podkowianie zapraszają do swoich ogrodów na koncerty, wystawy i pokazy; każdej jesieni odbywają się też imprezy w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa. Działają prywatne galerie i sala koncertowa. Przy CKiIO pracuje kilka grup teatralnych. Od 2006 roku istnieje Uniwersytet Otwarty Pokolenia; w 2006 roku rozpoczął działalność Środowiskowy Dom Samopomocy Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych Archidiecezji Warszawskiej. Razem z sąsiednim Brwinowem powołano w ramach programu rozwoju małych miast i terenów wiejskich Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania „Zielone Sąsiedztwo”; od kilku lat Podkowa Leśna, Brwinów i Milanówek budują też płaszczyznę współpracy – Podwarszawskie Trójmiasto Ogrodów.
Miasteczko, które powstało 90 lat temu wrosło w społeczny i kulturalny pejzaż Mazowsza i wciąż wyzwala w ludziach energię i pomysły służące całej społeczności.
Wstęp do książki Miasto – Ogród Podkowa Leśna Garden City
Biblioteka Podkowiańska tom XIII
Wydawca Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna
Podkowa Leśna 2015
Decyzja o podjęciu akcji ratunkowej zapadła w Pruszkowie, na spotkaniu Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego z grupą ochotników; centrum akcji stała się Podkowa Leśna. Działania prowadzono w ścisłym porozumieniu z władzami podziemnymi. Uczestnicy akcji, podzieleni na zespoły – Muzeum Narodowego, Biblioteki Narodowej, Biblioteki Uniwersyteckiej, Archiwum Głównego, Muzeum Zoologicznego, Hipoteki, Seminarium Duchownego i innych – dojeżdżali codziennie do zrujnowanej stolicy, by tam prowadzić przygotowania do ewakuacji, a jednocześnie, na różne sposoby wywozili nielegalnie z Warszawy dzieła sztuki, archiwa i rękopisy, dokumentacje architektoniczne, varsaviana. Ekspertów miało wspierać ok. 200 robotników, którzy otrzymywali zaświadczenie chroniące przed aresztowaniem i rozstrzelaniem.
Część transportów, zamiast do Rzeszy, trafiła do kryjówek w Generalnej Guberni. W Podkowie prywatne informacje o ukrytych zabytkach kultury przekazywano dyrektorowi Lorentzowi w domu Mieszkowskich, gdzie wtedy mieszkał albo wieczorem, w kawiarni Wandy Sucheckiej przy Jodłowej. Dzięki temu ocalały m. in. rękopisy „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza, „Faraona” Bolesława Prusa, Dąbrowskiej, Stempowskiego, a także Psałterz Floriański, Kronika Galla z notatkami Jana Długosza, Mszał Tyniecki i in. Z ruin przy ulicy Mazowieckiej w Warszawie Lorentz odzyskał też bezcenne zbiory norwidowskie, które należały do Zenona Przesmyckiego.
W Akcji Pruszkowskiej, która trwała do 14 stycznia 1945 r. brało udział około dwustu osób, wśród nich Jan Zachwatowicz, Jan Cybis, Wacław Borowy, Michał Walicki, Piotr Biegański, Bohdan Guerquin, Stanisław Herbst.
Michał Domański, Akcja Pruszkowska [w:] idem, Podkowa Leśna 1939 – 1945, s. 117 – 122, Biblioteka Podkowiańska t. XII, Podkowa Leśna 2007.
Przedsięwzięcie ratowania pozostawionych w Warszawie po kapitulacji Powstania dóbr kultury polskiej — zawartości muzeów, archiwów, bibliotek, zbiorów prywatnych — swoimi okolicznościami, stawką i efektem zyskało rangę jednego z najdonioślejszych wydarzeń w okupacyjnej historii stolicy. Odpowiednią do zasług Akcji Pruszkowskiej jest jej pozycja w historiografii miasta i okupacji. Olbrzymią wartość i walor dokumentu posiada przede wszystkim zbiór relacji uczestników, częściowo spisywanych bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych — dwutomowa Walka o dobra kultury, Warszawa, 1939-1941. Wspomnienia te, a także w równej mierze bardzo głośna książka-wywiad R. Jarockiego ze Stanisławem Lorentzem — przyczyniły się do dokładnego i barwnego przekazania przebiegu akcji, a jej znaczenie utrwaliły dodatkowo liczne syntetyczne opracowania i podsumowania.
Dość trudne jest naszkicowanie zwartego kompozycyjnie obrazu Podkowy Leśnej w Akcji Pruszkowskiej, rozgrywającej się codziennie od listopada 1944 do stycznia 1945 roku w Podkowie, Pruszkowie i Warszawie. Pewnym ułatwieniem jest jednolitość charakteru wydarzeń i znaczenie podejmowanych w podkowiańskiej scenerii decyzji.
Idea Akcji Pruszkowskiej formalnie oparta była na interpretacji umowy kapitulacyjnej, a szczególnie jej 10. punktu, według którego „umożliwi się ewakuację przedmiotów posiadającą wartość artystyczną, kulturalną i kościelną", wynegocjowanego przez płk. Kazimierza Iranek-Osmęckiego, ppłk. Zygmunta Dobrowolskiego i ppłk. Franciszka Hermana z gen. Erichem von dem Bachem-Żelewskim. Praktyka postępowania oddziałów niemieckich (Brandkommando), na przestrzeni października systematycznie niszczących opuszczone placówki kulturalne, zaprzeczała jednak literze i duchowi porozumienia. Niezbędne okazały się więc specjalne starania, podejmowane wobec kompetentnych władz niemieckich w celu uzyskania wpływu strony polskiej na bieg wydarzeń, a z czasem przechwycenia inicjatywy we własne ręce.
Pierwszy krok — wstępne uformowanie zespołu osób gotowych do uczestnictwa w akcji ewakuacyjnej — został zrobiony w pierwszej połowie października w willi Mieszkowskich w Podkowie Leśnej. Tam bowiem, do żony Stanisława Lorentza – Ireny, zgłaszali się działacze kulturalni, przeważnie jego współpracownicy z poszczególnych zespołów Działu Kultury Departamentu Oświaty i Kultury Delegatury Rządu. Sprawie został nadany mocniejszy impuls z chwilą przyjazdu do Podkowy Stanisława Lorentza, któremu wywiezionemu 16 października 1944 r. z Muzeum Narodowego udało się umknąć do Pruszkowa. Lorentz, posiadający własną koncepcję akcji ratunkowej jeszcze w z pobytu w Muzeum, spotkał się nazajutrz w gmachu RGO w Pruszkowie, w obecności wiceprezydenta Warszawy Stanisława Podiwńskiego, z grupą gotowych do działania pracowników kultury i nauki. W toku dyskusji ustalony został cel i taktyka działania.
Podstawową trudność stanowiło dotarcie do władz niemieckich i przekonanie ich o celowości akcji, przy czym kluczowym problemem okazał się wybór ludzi spośród zantagonizowanych wzajemnie i pogrążonych w ciągłych sporach kompetencyjnych wojska, gestapo i administracji cywilnej. W takiej sytuacji w kawiarni Sucheckiej przy ul. Jodłowej doszło do cyklu regularnych spotkań Lorentza ze Stanisławem Wachowiakiem i J. Machnickim. Efektem analizy układów w niemieckim aparacie okupacyjnym na obszarze podwarszawskim był wybór Paula Geibla. Ten dowódca SS i policji Okręgu Warszawskiego z racji rangi, funkcji i szczególnego znaczenia SS, a przede wszystkim pełnomocnictwa Berlina, był w okolicach Warszawy i na całym odcinku przyfrontowym jedyną realną siłą. Za pewien atut uznano także wykształcenie Paula Geibla – historyka sztuki. Ustalono podział kompetencji – Stanisław Wachowiak i Machnicki wzięli odpowiedzialność za nawiązanie kontaktów z Geiblem, przygotowania ogólnego spotkania niemieckich władz okupacyjnych z Lorentzem oraz za zabezpieczenie finansowo-organizacyjne akcji. Zadaniem Lorentza było przygotowanie merytoryczne i kierowanie przedsięwzięciem. W drugiej połowie października, równolegle do starań Wachowiaka i Machnickiego w Ożarowie, Sochaczewie i Warszawie, u Lorentza w Podkowie Leśnej odbywały się spotkania uczestników akcji, na których omawiano konkrety pracy w Warszawie. Z Podkowy prowadzono także szeroką akcję informującą środowisko naukowe o planowanej akcji.
Nie bez trudności Wachowiakowi udało się przekonać Niemców o konieczności i korzyściach spotka z Lorentzem, do którego, po uprzednim omówieniu taktyki postępowania w kawiarni Sucheckiej, doszło 1 listopada w budynku Räumungsstabu przy ul. Wolskiej 176 w Warszawie. Doskonale znany przebieg konferencji w Räumungsstabie – umiejętne rozegranie spornej kwestii sposobu i przeznaczenia ewakuacji (w obliczu zagłady wszystkich dóbr taktycznie zgodzono się na ich wywóz do Niemiec), a zwłaszcza wrażenie, jakie Stanisław Lorentz i jego referat zrobił na Geiblu, doprowadziły do zgody niemieckiej (P. Geibel, L. Fischcer, Alfred Schellenberg – komisarz Muzeum Narodowego) na podjęcie akcji przez ekipę Lorentza. Zgoda opatrzona została warunkami, mającymi zapewnić Niemcom kontrolę ewakuacji — ograniczony czas trwania akcji, ściśle określone godziny pracy, nadzór niemieckich pełnomocników obecność żandarmów w ekipie polskiej.
W willi Mieszkowskich w Podkowie Leśnej na rezultaty konferencji czekała grupa kierownicza akcji, m.in. Stanisław Podwiński, Jan Zachwatowicz, Michał Walicki, Wacław Borowy, Jan Cybis, Tadeusz Makowiecki, Alfons Karny. Bezpośrednio po powrocie Lorentza ustalono zasady organizacyjne i omówiono metody pracy. Zostało utworzonych 5 zespołów dla poszczególnych placówek kulturalnych — Muzeum Narodowego (kierownik St. Lorentz), Biblioteki Narodowej (Józef Grycz, z-ca Marian Łodyński), Biblioteki Uniwersyteckiej (Wacław Borowy, T. Makowiecki, B. Korzeniowski), Archiwum Głównego (W. Suchodolski), Muzeum Zoo-logicznego. W miarę rozwoju akcji organizowano nowe zespoły, m.in. Hipoteki, Seminarium Duchownego. Każdy z zespołów miał wykonywać prace nie tylko w swojej instytucji, ale także w pobliżu gmachu.
Od 7 listopada codziennie rano do godziny 6.00 wszyscy uczestnicy akcji zbierali się w Pruszkowie (stąd określenie Akcja Pruszkowska), skąd niemieckim samochodem ciężarowym dowożeni byli do swoich placówek. Ewakuacja dóbr poszczególnych instytucji odbywała się w bardzo uciążliwych warunkach. Mimo obecności nadzorujących pracę niemieckich urzędników i stale towarzyszących żandarmów, zręcznie zneutralizowanej przez lepiej rozeznanych w terenie pracowników polskich, udało się, prócz przygotowania do wywozu wartościowych przedmiotów, także zabezpieczyć na miejscu bądź przemycić z Warszawy najbardziej cenne rzeczy. Wyjątkowo dobrze sprawdził się przy tym system korumpowania Niemców alkoholem i żywnością lub drobnymi upominkami. Najpóźniej o zmroku, ok. godziny 15-16, samochód zbierał uczestników akcji i po kontroli przy Räumungsstabie odwoził z powrotem do Pruszkowa. Stanisław Lorentz, ze względu na swoją pozycję kierownika całości, wyróżniony był posiadaniem do własnej dyspozycji samochodu osobowego z kierowcą żandarmem, który objeżdżał wszystkie placówki. Był to punkt wyjścia do utajonej części akcji — zjeżdżania z oficjalnych tras i wyszukiwania w piwnicach i mieszkaniach, w różnych punktach miasta zabytków piśmiennictwa i dzieł sztuki, zgłoszonych Lorentzowi przez osoby prywatne. Najcenniejsze z nich Lorentz przemycał do Podkowy, pozostałe gromadził w Muzeum Narodowym. Przedmioty te miały wrócić do właścicieli po zakończeniu okupacji niemieckiej.
Równolegle, także jednak w ramach głównego przedsięwzięcia, prowadzona była przez Jana Zachwatowicza nielegalna akcja wywozu z Warszawy szczególnie wartościowych materiałów i zbiorów. Akcja opierała się na możliwościach przekupionego volksdeutscha z Brwinowa — Karsteina, który posiadając samochód ciężarowy i szerokie znajomości u władz niemieckich jeździł z grupą Zachwatowicza (m.in. M. Walicki, St. Herbst, P. Biegański, St. Feliksiak, B. Guerquin) sześciokrotnie między 2 a 8 listopada do miasta. Efektem tego przedsięwzięcia była ewakuacja z Warszawy m.in. zbioru varsavianów Brunona Wincentego Korotyńskiego, mickieviczanów Jana Machalskiego, materiałów, dokumentów i biblioteki Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej (miały podstawowe znaczenie przy odbudowie miasta), eksponatów Muzeum Zoologicznego. Zachwatowicz – i okresowo – Biegański mieszkali w willi Skotnickiego u zbiegu ulic Grabowej i Bukowej, tam też przechowywane były fundusze. Jan Zachwatowicz otrzymywał „paki banknotów wypełniające cały plecak” od reprezentującego podziemie władze Stanisława Podwińskiego w Milanówku i stamtąd, w celu uniknięcia kontroli, polami i lasami przenosił do Podkowy. Koszt jednego kursu Karsteina wynosił 500 tys. zł. Wkrótece jednak na skutek zarekwirowania samochodu ta forma działalności odpadła, a grupa Zachwatowicza wciągnięta została w ogólny nurt Akcji Pruszkowskiej.
Przez cały okres działania grup ratunkowych, od listopada do stycznia w kawiarni Sucheckiej kontynuowane były spotkania Lorentza z Wachowiakiem i Machnickim. Pzedmiotem rozmów u Sucheckiej była bieżąca wymiana informacji – Machnicki i Wachowiak, zainteresowani biegiem przedsięwzięcia, pośredniczyli również w kolejnych, dwukrotnych spotkaniach Lorentza z Paulem Geiblem w Ożarowie. Podejmując skuteczne starania i interwencje u Geibla o przydziały składów kolejowych, skrzyń i worków, odegrali kluczową rolę w zabezpieczeniu organizacyjnym Akcji Pruszkowskiej. Wielką zasługą obu było zapewnienie pokaźnych funduszy na prowadzenie akcji. Zapotrzebowanie, sygnalizowane przez Lorentza u Sucheckiej, pokrywane głównie ze środków Delegatury Rządu, częściowo przez dyrektora naczelnego RGO Edmunda Seyfrieda z Krakowa. Uzyskiwane fundusze Wachowiak i Machnicki przekazywali Podwińskiem, który, dodając środki z własnych źródeł miejskich i rządowych, wręczał je bezpośrednio lub przez osoby drugie Loretnzowi. Otrzymane w ten sposób sumy, sięgające milionów reichsmarek, przeznaczone zostały na pokrycie kosztów korumpowania urzędników niemieckich i żandarmerii (olbrzymie ilości wódki, wędlin, drobiu), transportów i honorariów całej około 200-osobowej ekipy ewakuacyjnej.
Wkrótce po rozpoczęciu przedsięwzięcia wykształciła szczególna forma przekazu informacji Stanisławowi Lorentzowi, dzięki któremu Akcja Pruszkowska poszerzona została o nowy, nieoficjalny nurt. Od 2 listopada codziennie po powrocie z Warszawy przez ok. 2 godziny, zazwyczaj od 19.00 do 21.00, w kawiarni Sucheckiej przyjmował on od osób zainteresowanych wiadomości o miejscu ukrycia na terenie miasta zabytków kultury narodowej – rękopisów, dzieł sztuki, archiwaliów. Zgłoszenia te, niekiedy z dołączonymi planami, rejestrowane w specjalnym zeszycie, były potem w miarę możliwości dotarcia i wydobycia - spora część spłonęła, innych nie było już na miejscu — przez St. Lorentza lub poszczególne ekipy, np. biblioteczną J. Grycza — realizowane. Od razu ogłosił osobom zaufanym o godzinach urzędowania, co spowodowało w miarę rozchodzenia się wiadomości napływ informatorów — jednym ze stałych był Jarosław Iwaszkiewicz, pośredniczący w przekazie zgłoszeń. Suchecka, świadoma charakteru codziennych wizyt Lorentza i rozmów „niby przy kawie", rezerwowała specjalnie co wieczór stolik. W ciągu dnia pod nieobecność męża funkcję sekretarki akcji pełniła Irena Lorentzowa, przyjmując interesantów i korespondencję w willi Mieszkowskich. Przez ponad dwa miesiące zanotowano w zeszycie rejestracyjnym ok. 200 zgłoszeń, zrealizowano — tych najbardziej poważnych — blisko 50. Ad limine odrzucane były propozycje wywozu z Warszawy kosztowności, czego wobec zdecydowanej postawy Lorentza wkrótce zaniechano. Popularność Lorentza i charakter jego pracy stały się z czasem tak duże, że opowiedziana przezeń u Sucheckiej anegdota o przemyceniu przez Räumungsstab głowy z brązu Ludwika Solskiego, przedstawionej indagującemu żandarmowi jako głowa fiihrera (zaskoczony żandarm zasalutował), rozeszła się błyskawicznie po całej Podkowie, zagrażając poważnie bezpieczeństwu akcji.
Najcenniejsze z wydobytych z Warszawy przedmiotów Lorentz przywoził do Podkowy Leśnej i wręczał właścicielom. Spośród wielu przekazanych u Suchockiej rękopisów, pierwodruków, zbiorów były m. in: Mszał tyniecki, Psałterz Floriański, Kronika Galla oraz rękopisy Krzyżaków Sienkiewicza i Faraona Prusa — wręczone Ludwikowi Kolankowskiemu, rękopisy prac Ludwika Krzywickiego, pamiętników Stanisława Stempowskiego i dzieł Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej, dostarczone autorkom (Dąbrowskiej na jej niecodzienne życzenie dowiózł Lorentz jeszcze maszynę do pisania), rękopisy Zofii Nałkowskiej, zbiory grafiki Ewy Śliwińskiej, kolekcja literatury Wielkiej Emigracji Ludwika Gocla, tłumaczenia Platona prof. Władysława Witwickiego, książki i drzeworyty zbiorów chińskich prof. Witolda Jabłońskiego, rękopisy Edwarda Kozikowskiego, prace prof. Marii Ossowskiej, część rzeźb — głów Alfonsa Karnego. M. in. w kawiarni Sucheckiej powstała także i była dyskutowana idea wywiezienia norwidianów Zenona Przesmyckiego — Miriama, które wkrótce znalazły się u Wacława Borowego w Pruszkowie.
Akcja Pruszkowska prowadzona była w ścisłym porozumieniu z władzami podziemnymi; o jej przebiegu Lorentz kilkakrotnie na niedzielnych spotkaniach (w niedzielę nie było wyjazdów do Warszawy) w Podkowie Leśnej informował Stefana Korbońskiego.
Podkowa skupiła wielu uczestników akcji; oprócz Lorentza, Zachwatowicza, Biegańskiego mieszkali tu także m.in: Suchodolski, Makowiecki (w willi Skotnickiego), czy krótko biorąca udział Wanda Sokołowska (w willi Niemyskich) i Wanda Rudzka213. W willi Mieszkowskich w święta Bożego Narodzenia odbyło się uroczyste spotkanie zaprzyjaźnionych uczestników akcji. Ostatni wyjazd miał miejsce 14 stycznia 1945 roku. Nazajutrz Niemcy zawrócili ekipę z Pruszkowa do domu, obiecując zawiadomić o terminie wznowienia akcji.
O powodzeniu Akcji Pruszkowskiej zadecydował splot bardzo korzystnych okoliczności, z których kluczowa okazała się nagła zmiana w nastawieniu Paula Geibla i wpływ, jaki wywarł imponujący mu wiedzą i koneksjami w świecie niemieckich muzeologów i historyków sztuki Lorentz. Daleko idąca życzliwość Geibla dla akcji, której charakterystycznym wyrazem było wyreklamowanie na prośbę Lorentza z obozów koncentracyjnych Bohdana Marconiego i Stanisława Gebethnera, stworzyła optymalne na ówczesne możliwości warunki pracy i przedłużyła istotnie czas działania, co uratowało najważniejsze placówki kulturalne w Warszawie od wysadzenia i spalenia. Dzięki carté blanche dla Lorentza, akcja mogła wyjść zdecydowanie poza literę porozumienia z 1 listopada. Osobowość Lorentza, poświęcenie uczestników akcji, stosunki Wachowiaka i Machnickiego, oddanie do dyspozycji poważnych funduszy przez Delegaturę Rządu i RGO, wreszcie umiejętne rozegranie wszystkich elementów gry z przedstawicielami poszczególnych szczebli władz niemieckich, legły u podstaw sukcesu akcji.
Podkowa Leśna, była zdaniem Lorentza, centrum akcji. Tu zapadały kluczowe decyzje o jej rozpoczęciu, ustalono taktykę, odbywały się narady, decydowano o finansach, utworzono zespoły pracownicze dla ewakuowanych instytucji. W Podkowie mieszkał Stanisław Lorentz, swą siedzibę miał tym samym sekretariat Akcji Pruszkowskiej. Dzięki organizowanemu w Podkowie Leśnej przedsięwzięciu uratowano Muzeum Narodowe, Bibliotekę Narodową, Bibliotekę uniwersytecką, najcenniejsze archiwalia, Muzeum Zoologiczne, zbiory Wydziału Architektury Politechniki, Hipotekę.